Dwoje młodych ludzi szło opustoszałą o tej o godzinie ulicą,
zawzięcie o czymś dyskutując. Chłopak znacznie przerastał dziewczynę, która
musiała szybko przebierać nogami, aby nie pozostawać w tyle. On trzymał ręce w
kieszeniach i ukradkiem spoglądał w jej stronę. Ona tłumaczyła mu coś z
pewnością w głosie, nieświadomie przy tym gestykulując. Wyglądali jak
najnormalniejsza w świecie para, która właśnie przeżywa pierwszy mały kryzys w
ich idealnym dotychczas związku. Jakże mylne pierwsze wrażenie. Nie byli
przecież zaślepionymi miłością kochankami, a ich relacje można by opisać każdym
innym słowem oprócz „idealne”.
- Mogłabyś mi powiedzieć, kiedy t o zrobisz? – Thea dałaby by sobie głowę uciąć, że słyszy to pytanie po raz setny w ciągu tego tygodnia.
- Boże, Jake, zamknij się na chwilę! Ciągle tylko: już ci dałem wszystkie wytyczne, moim zdaniem powinnaś już dawno skoczyć, obiecałaś, chyba zapomniałaś, kto tu kogo szantażuje, bla, bla bla! Nie wytrzymam dłużej! Nie jestem pieprzoną maszyną do spełniania twoich zachcianek. Pomyśl przez moment o kimś innym niż o sobie. Ile razy mam powtarzać, że nie jestem na to psychicznie gotowa? Mogę się cofnąć i wszystko zniszczyć. Chcesz żebym coś zawaliła, żeby było jeszcze gorzej? Nie rozkazuj mi, rozumiesz? Nie masz prawa! – Dziewczyna wymachiwała rękami, co z perspektywy przechodnia musiało wyglądać komicznie. Jednak tym dwojgu nie było do śmiechu.
Chłopak przystanął i rozmasował sobie kark, intensywnie o czymś myśląc. Thea zatrzymała się zaraz obok. Patrzyła na Jake’a, zastanawiając się, jak długo będzie musiała znosić jego towarzystwo.
- Nie rozumiem. Co jest z tobą nie tak?! – wybuchnął kolejny raz. Zmierzył ją wściekłym spojrzeniem. Westchnęła przekonana, że ich konflikt nie zakończy się zbyt szybko. – Praktycznie codziennie cofasz się do tych swoich kolesi, ale masz gówniany problem z załatwieniem jednej, jedynej sprawy, na której mi zależy! Wiesz jakby wyglądał mój referat poświęcony twojej osobie?
- Co to ma do rzeczy? – wtrąciła się, co i tak nie przyniosło żadnego skutku.
- Wziąłbym kartkę i drobnym druczkiem zapisałbym ją jednym słowem: nienormalna. O tak! Jesteś nienormalna, Thea. Nie wytrzymam z tobą – zawyrokował.
- Chciałabym zauważyć, że to nie ja błagam o spotkanie za każdym razem.
- Sugerujesz, że ci się narzucam?
- Tak, sugeruję. Narzucasz mi się, wkurzasz mnie, kłócisz się ze mną. Jesteś na szarym końcu, jeśli chodzi o ludzi, z którymi chciałabym spędzać czas, a o ironio! to przez ostatni miesiąc z tobą spotykam się najczęściej.
- Naprawdę? – odrzekł z przekąsem. Podszedł i popchnął ją. Thea szybko odzyskała równowagę i oddała mu.
- Naprawdę! – wrzasnęła nienaturalnie wysokim tonem, zadzierając głowę do góry, aby móc spojrzeć mu prosto w oczy.
Zapadło między nimi krępujące milczenie, którego żadne z nich nie chciało przerwać. Do tej chwili Thea nigdy by nie pomyślała, że może kogoś aż tak nienawidzić, jednocześnie, czując do tej osoby dziwne przywiązanie. Nie potrafiła nazwać tego, co było między nimi. Z pewnością nie byli przyjaciółmi, ale wrogiem też by go nie nazwała. Mimo tego wszystkiego co zrobił i co nadal robi, sprawiał, że czuła się mniej samotna w tym wszystkim, w jej odmienności. Świadomość istnienia kogoś podobnego do niej dodawała jej otuchy w chwilach załamania. Za to była mu wdzięczna, choć obiektywnie patrząc, nie było to jego zasługą.
Jake odezwał się pierwszy.
- Jeśli to przyspieszy sprawę, to mogę ci pomóc z tamtą piątką – wymamrotał, nie patrząc jej w oczy.
Dziewczyna o mało się nie zakrztusiła z wrażenia. To miał być jakiś żart?
- Co to to nie! Jeszcze tego by mi brakowało! - Nie mogła uwierzyć, że zaproponował coś takiego. – Chcesz mi pomóc? Aha, jasne.
- Tak. Mógłbym…
- Co mógłbyś? Nikt nie może mi pomóc. Nikomu nie mogę zaufać. Wiąże nas tylko jedna sprawa, nie mam ochoty tego zmieniać i przebywać z tobą dłużej niż to konieczne, więc…
- Dobra, zrozumiałem. Wystarczyło powiedzieć „nie” – przerwał jej i kopnął kamień, leżący koło jego stopy.
- Czemu ci tak zależy na tym czasie? Wytrzymałeś tyle lat, co za różnica teraz, czy kilka tygodni później? – zmieniła temat.
- Nie zrozumiesz, bo żyjesz w szczęśliwej komórce społecznej – odpowiedział i uśmiechnął się ponuro. Odszedł, pozostawiając po sobie ciężar wypowiedzianych słów.
- Mogłabyś mi powiedzieć, kiedy t o zrobisz? – Thea dałaby by sobie głowę uciąć, że słyszy to pytanie po raz setny w ciągu tego tygodnia.
- Boże, Jake, zamknij się na chwilę! Ciągle tylko: już ci dałem wszystkie wytyczne, moim zdaniem powinnaś już dawno skoczyć, obiecałaś, chyba zapomniałaś, kto tu kogo szantażuje, bla, bla bla! Nie wytrzymam dłużej! Nie jestem pieprzoną maszyną do spełniania twoich zachcianek. Pomyśl przez moment o kimś innym niż o sobie. Ile razy mam powtarzać, że nie jestem na to psychicznie gotowa? Mogę się cofnąć i wszystko zniszczyć. Chcesz żebym coś zawaliła, żeby było jeszcze gorzej? Nie rozkazuj mi, rozumiesz? Nie masz prawa! – Dziewczyna wymachiwała rękami, co z perspektywy przechodnia musiało wyglądać komicznie. Jednak tym dwojgu nie było do śmiechu.
Chłopak przystanął i rozmasował sobie kark, intensywnie o czymś myśląc. Thea zatrzymała się zaraz obok. Patrzyła na Jake’a, zastanawiając się, jak długo będzie musiała znosić jego towarzystwo.
- Nie rozumiem. Co jest z tobą nie tak?! – wybuchnął kolejny raz. Zmierzył ją wściekłym spojrzeniem. Westchnęła przekonana, że ich konflikt nie zakończy się zbyt szybko. – Praktycznie codziennie cofasz się do tych swoich kolesi, ale masz gówniany problem z załatwieniem jednej, jedynej sprawy, na której mi zależy! Wiesz jakby wyglądał mój referat poświęcony twojej osobie?
- Co to ma do rzeczy? – wtrąciła się, co i tak nie przyniosło żadnego skutku.
- Wziąłbym kartkę i drobnym druczkiem zapisałbym ją jednym słowem: nienormalna. O tak! Jesteś nienormalna, Thea. Nie wytrzymam z tobą – zawyrokował.
- Chciałabym zauważyć, że to nie ja błagam o spotkanie za każdym razem.
- Sugerujesz, że ci się narzucam?
- Tak, sugeruję. Narzucasz mi się, wkurzasz mnie, kłócisz się ze mną. Jesteś na szarym końcu, jeśli chodzi o ludzi, z którymi chciałabym spędzać czas, a o ironio! to przez ostatni miesiąc z tobą spotykam się najczęściej.
- Naprawdę? – odrzekł z przekąsem. Podszedł i popchnął ją. Thea szybko odzyskała równowagę i oddała mu.
- Naprawdę! – wrzasnęła nienaturalnie wysokim tonem, zadzierając głowę do góry, aby móc spojrzeć mu prosto w oczy.
Zapadło między nimi krępujące milczenie, którego żadne z nich nie chciało przerwać. Do tej chwili Thea nigdy by nie pomyślała, że może kogoś aż tak nienawidzić, jednocześnie, czując do tej osoby dziwne przywiązanie. Nie potrafiła nazwać tego, co było między nimi. Z pewnością nie byli przyjaciółmi, ale wrogiem też by go nie nazwała. Mimo tego wszystkiego co zrobił i co nadal robi, sprawiał, że czuła się mniej samotna w tym wszystkim, w jej odmienności. Świadomość istnienia kogoś podobnego do niej dodawała jej otuchy w chwilach załamania. Za to była mu wdzięczna, choć obiektywnie patrząc, nie było to jego zasługą.
Jake odezwał się pierwszy.
- Jeśli to przyspieszy sprawę, to mogę ci pomóc z tamtą piątką – wymamrotał, nie patrząc jej w oczy.
Dziewczyna o mało się nie zakrztusiła z wrażenia. To miał być jakiś żart?
- Co to to nie! Jeszcze tego by mi brakowało! - Nie mogła uwierzyć, że zaproponował coś takiego. – Chcesz mi pomóc? Aha, jasne.
- Tak. Mógłbym…
- Co mógłbyś? Nikt nie może mi pomóc. Nikomu nie mogę zaufać. Wiąże nas tylko jedna sprawa, nie mam ochoty tego zmieniać i przebywać z tobą dłużej niż to konieczne, więc…
- Dobra, zrozumiałem. Wystarczyło powiedzieć „nie” – przerwał jej i kopnął kamień, leżący koło jego stopy.
- Czemu ci tak zależy na tym czasie? Wytrzymałeś tyle lat, co za różnica teraz, czy kilka tygodni później? – zmieniła temat.
- Nie zrozumiesz, bo żyjesz w szczęśliwej komórce społecznej – odpowiedział i uśmiechnął się ponuro. Odszedł, pozostawiając po sobie ciężar wypowiedzianych słów.
Wolverhampton, 29 sierpnia 2006 r.
Stuk.
Nie otworzył nawet oczu. Pomyślał, że to część snu.
Stuk.
Ziewnął przeciągle i przetarł oczy. Podniósł się na łokciu i rozejrzał po pokoju. Za oknem było jeszcze ciemno. Opadł z powrotem na poduszki, przymykając powieki.
Stuk.
Tym razem, balansując na granicy jawy i snu, uderzenie wydawało mu się głośne niczym grom. Podskoczył i wypadł z łóżka. Ktoś ewidentnie starał się wybić mu szybę.
- Co do jasnej… – zaczął i podszedł w stronę źródła dźwięku. Wyjrzał na zewnątrz po czym spojrzał na zegarek. 3.42. Wyśmienicie. Ona kocha te godziny. Otworzył okno, wpuszczając do środka zimne, świeże powietrze, które momentalnie rozpuściło resztki jego senności.
- Którego dzisiaj mamy? – usłyszał pytanie.
„I te wspaniałe powitania” pomyślał.
- Nie mam pojęcia. Oświecisz mnie? – uśmiechnął się chytrze. Obydwoje wiedzieli, że dzisiaj jest 29 sierpnia. Jego urodziny.
- Zdawało mi się, że ktoś tutaj obchodzi dzisiaj swoją trzynastkę, ale może się mylę – powiedziała i zaintonowała cicho znaną wszystkim urodzinową melodię. Wyciągnęła z kieszeni niebieską kopertę i podeszła do okna, wręczając mu ją. Istniały pewne plusy posiadania pokoju na parterze. Przyjął prezent i grzecznie zabrał się za rozpakowywanie. W środku znajdowała się ręcznie pleciona bransoletka przyjaźni i jakieś zdjęcie. Założył ozdobę na rękę i przyjrzał się uważniej obrazkowi. Tłum ludzi tłoczył się dookoła sceny, na której nie widać było nic, oprócz pięciu tajemniczych cieni. Widywał już podobne rzeczy. Thea często miała przy sobie takie zdjęcia. Nigdy jednak nie zdradziła mu kogo one przedstawiają.
- Fajnie byłoby kiedyś stać się jednym z tych, stojących na scenie – westchnął. Od zawsze marzył o śpiewaniu, o karierze w przemyśle muzycznym.
- Pewnie, że fajnie. Trzeba próbować, a jeśli nie wyjdzie raz, to próbować kolejny i kolejny i kolejny i nigdy się nie poddawać. Marzenia są od tego, żeby je spełniać. Wszystkiego najlepszego, Li – powiedziała i przytuliła go przez framugę okna.
- Dzięki – zdołał wyszeptać, wtulony w jej ramię. Oprócz sióstr, Thea była jego jedyną przyjaciółką. Mimo że widywali się rzadko, kiedy tylko przyjeżdżała, odwiedzała go i spędzali najlepsze chwile. Szkoda, że nie mógł podzielić się opowieściami o ich przygodach z innymi. To by się jej nie spodobało, więc wolał nie ryzykować. Zostawił kopertę na podłodze i wyszedł na zewnątrz. Zadrżał, gdy jego stopy dotknęły chłodnej ziemi w dodatku mokrej od rosy. Podciągnął się z powrotem do środka i wrócił po kapcie i ciepłą bluzę. Tym razem przygotowany, wyskoczył i stanął obok dziewczyny. Miał nadzieję, że zauważy, jak bardzo wydoroślał przez te ostatnie miesiące.
- Rośnie z ciebie kawał chłopa – stwierdziła Thea, lustrując go od góry do dołu. Liam uśmiechnął się skromnie, przestępują z nogi na nogę. – Jak tam boks? Ilu palantów dostało za swoje?
- Człowieku, tysiące! Jestem najpotężniejszym mścicielem w okolicy – zaśmiał się i żartobliwie wymierzył kilka ciosów w jej stronę.
- Cieszę się, że sobie radzisz – uśmiechnęła się delikatnie, ściskając jego rękę.
- To dzięki tobie – zapewnił.
-Nie. To t y sam tego wszystkiego dokonałeś. Tylko spójrz na siebie. Rozwijasz się z każdym dniem. To wspaniałe.
Liam znowu poczuł się dumny ze swoich osiągnięć.
- Wiesz, że śpiewam w chórze?
- Naprawdę? Fantastyczna wiadomość.
- I wiesz co ci powiem? Wolę to niż cokolwiek innego. Śpiewanie to coś, co mógłbym robić do końca życia – powiedział, patrząc jej prosto w oczy. Kiedy o tym mówił całe jego ciało wydawało się emanować radością samego… bycia. Thea poczuła, że coś ściska ją w środku ze wzruszenia.
- Zawsze rób to, co podpowiada ci serce. Rozum może spadać, kiedy do głosu chce dojść o n o.
- Chciałbym zostać piosenkarzem. Występować na scenie i mieć oddanych fanów. Chciałbym mieć mnóstwo przyjaciół, którzy podzielają moje pasje. Chciałbym żyć, jak „ci” na obrazku, który mi dzisiaj dałaś.
- Zatem zrób wszystko, żeby te marzenia urzeczywistnić. Walcz o swoją przyszłość. A ja… ja będę zawsze obok, prawie niewidoczna, ale nadal pragnąca wszystkiego, co dla ciebie najlepsze. Dąż do tego, Liam. Pokaż światu, jak się naprawdę walczy – odpowiedziała i przytuliła go jeszcze raz.
- Pokażę. Obiecuję.
Stuk.
Nie otworzył nawet oczu. Pomyślał, że to część snu.
Stuk.
Ziewnął przeciągle i przetarł oczy. Podniósł się na łokciu i rozejrzał po pokoju. Za oknem było jeszcze ciemno. Opadł z powrotem na poduszki, przymykając powieki.
Stuk.
Tym razem, balansując na granicy jawy i snu, uderzenie wydawało mu się głośne niczym grom. Podskoczył i wypadł z łóżka. Ktoś ewidentnie starał się wybić mu szybę.
- Co do jasnej… – zaczął i podszedł w stronę źródła dźwięku. Wyjrzał na zewnątrz po czym spojrzał na zegarek. 3.42. Wyśmienicie. Ona kocha te godziny. Otworzył okno, wpuszczając do środka zimne, świeże powietrze, które momentalnie rozpuściło resztki jego senności.
- Którego dzisiaj mamy? – usłyszał pytanie.
„I te wspaniałe powitania” pomyślał.
- Nie mam pojęcia. Oświecisz mnie? – uśmiechnął się chytrze. Obydwoje wiedzieli, że dzisiaj jest 29 sierpnia. Jego urodziny.
- Zdawało mi się, że ktoś tutaj obchodzi dzisiaj swoją trzynastkę, ale może się mylę – powiedziała i zaintonowała cicho znaną wszystkim urodzinową melodię. Wyciągnęła z kieszeni niebieską kopertę i podeszła do okna, wręczając mu ją. Istniały pewne plusy posiadania pokoju na parterze. Przyjął prezent i grzecznie zabrał się za rozpakowywanie. W środku znajdowała się ręcznie pleciona bransoletka przyjaźni i jakieś zdjęcie. Założył ozdobę na rękę i przyjrzał się uważniej obrazkowi. Tłum ludzi tłoczył się dookoła sceny, na której nie widać było nic, oprócz pięciu tajemniczych cieni. Widywał już podobne rzeczy. Thea często miała przy sobie takie zdjęcia. Nigdy jednak nie zdradziła mu kogo one przedstawiają.
- Fajnie byłoby kiedyś stać się jednym z tych, stojących na scenie – westchnął. Od zawsze marzył o śpiewaniu, o karierze w przemyśle muzycznym.
- Pewnie, że fajnie. Trzeba próbować, a jeśli nie wyjdzie raz, to próbować kolejny i kolejny i kolejny i nigdy się nie poddawać. Marzenia są od tego, żeby je spełniać. Wszystkiego najlepszego, Li – powiedziała i przytuliła go przez framugę okna.
- Dzięki – zdołał wyszeptać, wtulony w jej ramię. Oprócz sióstr, Thea była jego jedyną przyjaciółką. Mimo że widywali się rzadko, kiedy tylko przyjeżdżała, odwiedzała go i spędzali najlepsze chwile. Szkoda, że nie mógł podzielić się opowieściami o ich przygodach z innymi. To by się jej nie spodobało, więc wolał nie ryzykować. Zostawił kopertę na podłodze i wyszedł na zewnątrz. Zadrżał, gdy jego stopy dotknęły chłodnej ziemi w dodatku mokrej od rosy. Podciągnął się z powrotem do środka i wrócił po kapcie i ciepłą bluzę. Tym razem przygotowany, wyskoczył i stanął obok dziewczyny. Miał nadzieję, że zauważy, jak bardzo wydoroślał przez te ostatnie miesiące.
- Rośnie z ciebie kawał chłopa – stwierdziła Thea, lustrując go od góry do dołu. Liam uśmiechnął się skromnie, przestępują z nogi na nogę. – Jak tam boks? Ilu palantów dostało za swoje?
- Człowieku, tysiące! Jestem najpotężniejszym mścicielem w okolicy – zaśmiał się i żartobliwie wymierzył kilka ciosów w jej stronę.
- Cieszę się, że sobie radzisz – uśmiechnęła się delikatnie, ściskając jego rękę.
- To dzięki tobie – zapewnił.
-Nie. To t y sam tego wszystkiego dokonałeś. Tylko spójrz na siebie. Rozwijasz się z każdym dniem. To wspaniałe.
Liam znowu poczuł się dumny ze swoich osiągnięć.
- Wiesz, że śpiewam w chórze?
- Naprawdę? Fantastyczna wiadomość.
- I wiesz co ci powiem? Wolę to niż cokolwiek innego. Śpiewanie to coś, co mógłbym robić do końca życia – powiedział, patrząc jej prosto w oczy. Kiedy o tym mówił całe jego ciało wydawało się emanować radością samego… bycia. Thea poczuła, że coś ściska ją w środku ze wzruszenia.
- Zawsze rób to, co podpowiada ci serce. Rozum może spadać, kiedy do głosu chce dojść o n o.
- Chciałbym zostać piosenkarzem. Występować na scenie i mieć oddanych fanów. Chciałbym mieć mnóstwo przyjaciół, którzy podzielają moje pasje. Chciałbym żyć, jak „ci” na obrazku, który mi dzisiaj dałaś.
- Zatem zrób wszystko, żeby te marzenia urzeczywistnić. Walcz o swoją przyszłość. A ja… ja będę zawsze obok, prawie niewidoczna, ale nadal pragnąca wszystkiego, co dla ciebie najlepsze. Dąż do tego, Liam. Pokaż światu, jak się naprawdę walczy – odpowiedziała i przytuliła go jeszcze raz.
- Pokażę. Obiecuję.
***
„Spotkaj się ze mną dzisiaj o szóstej po południu na
Richmond Road. Proszę.”
„Nie. Daj mi spokój!”
„Błagam cię, przyjdź”
„Po co? Żebyś znowu naciskał w sprawie twojej matki?”
„Chodzi jeszcze o coś innego. To jest związane z tobą i z chłopakami”
„Z One Direction?”
„Tak. 6pm! Będę czekał.”
„Nie. Daj mi spokój!”
„Błagam cię, przyjdź”
„Po co? Żebyś znowu naciskał w sprawie twojej matki?”
„Chodzi jeszcze o coś innego. To jest związane z tobą i z chłopakami”
„Z One Direction?”
„Tak. 6pm! Będę czekał.”
- Wychodzę! – krzyknęła i wyszła zanim jej tata mógłby
zareagować. Poszła prosto na Richmond Road, nie wiedząc czego się spodziewać.
Podejrzewała, że Jake napisał to tylko po to, żeby znowu przyszła i dawała się
szantażować. Gdyby tak się stało, byłaby naprawdę wkurzona. Oby nie blefował.
Zobaczyła go rozmawiającego z jakąś dziewczyną. Stali naprzeciwko sklepu spożywczego.
Pierwszy raz zobaczyła Jake’a z kimś innym niż ona sama i była zdumiona. To
jego dziewczyna? Przyjaciółka? A może dopiero co ją poznał? Zastanawiała się,
kim jest ta smukła blondynka o delikatnych rysach, która śmieje się z
opowiadanej przez chłopaka historii. Przeszło jej przez myśl, że może Jake zapomniał
o ich spotkaniu. Jednak zaraz po tym, jak ta myśl zaświtała w jej głowie, a
rozum podpowiedział, żeby się wycofała, chłopak odwrócił głowę i ją zobaczył.
Poszła więc dalej, próbując wyglądać tak jak zawsze. Na znudzoną dziewczynę bez
perspektyw. Żadnych emocji. Totalny chłód.
- Cześć? – odezwała się jako pierwsza.
- Cześć – odpowiedział Jake i posłał uśmiech swojej towarzyszce.
Zapadła między nimi cisza, której tak bardzo chciała uniknąć Thea. Spojrzenia jej i Jake’a się skrzyżowały. Jednak nadal żadne z nich się nie odezwało. Z opresji wybawiła ich blondynka, która musiała czuć się równie niekomfortowo.
- My się chyba nie znamy. Jestem Janet. Przyjaciółka Jake’a – Podała rękę Theii, uśmiechając się uprzejmie. Jednak coś w tonie jej głosu, sprawiło, że Thea zawahała się i dopiero po chwili uścisnęła rękę dziewczyny.
- Miło mi cię poznać – odpowiedziała, wkładając w to zdanie minimalną dawkę uprzejmości.
- Mnie ciebie również – Słodki dźwięk głosu Janet odbił się echem w głowie Theii. Spojrzała wyczekująco na Jake’a, spodziewając się, że w końcu coś powie. Nie będzie tu stała i się socjalizowała. Nie po to przyszła. Chłopak jakby dopiero teraz sobie przypomniał, dlaczego widzi przed sobą Theę.
- Janet, mogę cię prosić na chwilę? – zapytał, a ta skinęła głową. Odeszli kilka kroków. Rozmawiali przez chwilę, a kiedy skończyli blondynka pożegnała się z Theą i odeszła.
- Co jej powiedziałeś? – zapytała, kiedy tylko Janet oddaliła się wystarczająco.
- Że muszę z tobą porozmawiać. W cztery oczy – odpowiedział i przyjrzał jej się badawczo. – A co?
- Mam tylko nadzieję, że nie jesteś tym typem przyjaciela, który musi zwierzać się ze wszystkiego. Zwłaszcza, jeśli pewne rzeczy nie dotyczą ciebie – zmrużyła oczy.
- Posiadam mózg, jeśli o to pytasz, Thea.
- O! Widzisz. Tego jeszcze nie wiedziałam – rzuciła, a Jake nie mógł się nie uśmiechnąć. Co z tego, że właśnie go obraziła? Jeśli miałby wybrać co w niej lubi, to właśnie to, wyrafinowaną nieuprzejmość.
- O co chodzi? – zapytała, przerywając jego rozmyślania. Chwycił jej rękę i skierował się w stronę najbliższej ławki.
- Kontaktowałaś się ostatnio ze światem?
- Jeśli masz na myśli moje urocze spotkania z tobą, to tak. Jeśli robienie czegokolwiek innego poza skokami i udawaniem przed samą sobą, że wszystko jest w porządku, to nie.
- No właśnie. Kilka dni temu powiedziałem, że mógłbym ci pomóc. Nie patrz tak, nie chce się narzucać. Chodzi o to… uhh, pomyślałem sobie, że poznam lepiej historię tych twoich idoli, tak na wszelki wypadek. Gdybyś zmieniła zdanie – mówiąc to, wyciągnął z kieszeni telefon. Thea zastanawiała się, do czego zmierza. – Wpisałem w Google „One Direction”. Byłem gotowy przeczytać setki tysięcy stron na ich temat, tylko, że natknąłem się na jeden, za to bardzo poważny problem. -
W tym momencie przestał mówić i pokazał stronę wyszukiwarki na swoim telefonie. Wpisane były dwa słowa: „One Direction”, jednak to co się wyświetliło, odbiegało od normy, od tego, co pamiętała Thea.
- Czemu nie ma o nich poświęconego ani jednego artykułu? – zapytała. Nie otrzymawszy odpowiedzi, wyrwała mu telefon z rąk i sama zaczęła przeglądać Internet w poszukiwaniu choćby małej wzmianki o zespole.
- Nic nie znajdziesz. Zniknęli, Thea. Może nie oni, ale to, co tworzyli. One Direction nie istnieje, a co gorsza, nie ma żadnej informacji, że kiedykolwiek istniało – powiedział i spojrzał na dziewczynę, która upuściła telefon i zakryła twarz dłońmi.
- Co ja zrobiłam… Co ja… zrobiłam – wydusiła drżącym głosem.
- Coś poszło nie tak, ale to się da naprawić. Słyszysz mnie? – Popatrzyła na niego ze zdezorientowaniem. Chwycił ją za ramiona, chcąc, żeby skupiła na nim uwagę. –Thea, możesz to naprawić!
- A co jeśli nie?
Na to nie potrafił już odpowiedzieć.
- Cześć? – odezwała się jako pierwsza.
- Cześć – odpowiedział Jake i posłał uśmiech swojej towarzyszce.
Zapadła między nimi cisza, której tak bardzo chciała uniknąć Thea. Spojrzenia jej i Jake’a się skrzyżowały. Jednak nadal żadne z nich się nie odezwało. Z opresji wybawiła ich blondynka, która musiała czuć się równie niekomfortowo.
- My się chyba nie znamy. Jestem Janet. Przyjaciółka Jake’a – Podała rękę Theii, uśmiechając się uprzejmie. Jednak coś w tonie jej głosu, sprawiło, że Thea zawahała się i dopiero po chwili uścisnęła rękę dziewczyny.
- Miło mi cię poznać – odpowiedziała, wkładając w to zdanie minimalną dawkę uprzejmości.
- Mnie ciebie również – Słodki dźwięk głosu Janet odbił się echem w głowie Theii. Spojrzała wyczekująco na Jake’a, spodziewając się, że w końcu coś powie. Nie będzie tu stała i się socjalizowała. Nie po to przyszła. Chłopak jakby dopiero teraz sobie przypomniał, dlaczego widzi przed sobą Theę.
- Janet, mogę cię prosić na chwilę? – zapytał, a ta skinęła głową. Odeszli kilka kroków. Rozmawiali przez chwilę, a kiedy skończyli blondynka pożegnała się z Theą i odeszła.
- Co jej powiedziałeś? – zapytała, kiedy tylko Janet oddaliła się wystarczająco.
- Że muszę z tobą porozmawiać. W cztery oczy – odpowiedział i przyjrzał jej się badawczo. – A co?
- Mam tylko nadzieję, że nie jesteś tym typem przyjaciela, który musi zwierzać się ze wszystkiego. Zwłaszcza, jeśli pewne rzeczy nie dotyczą ciebie – zmrużyła oczy.
- Posiadam mózg, jeśli o to pytasz, Thea.
- O! Widzisz. Tego jeszcze nie wiedziałam – rzuciła, a Jake nie mógł się nie uśmiechnąć. Co z tego, że właśnie go obraziła? Jeśli miałby wybrać co w niej lubi, to właśnie to, wyrafinowaną nieuprzejmość.
- O co chodzi? – zapytała, przerywając jego rozmyślania. Chwycił jej rękę i skierował się w stronę najbliższej ławki.
- Kontaktowałaś się ostatnio ze światem?
- Jeśli masz na myśli moje urocze spotkania z tobą, to tak. Jeśli robienie czegokolwiek innego poza skokami i udawaniem przed samą sobą, że wszystko jest w porządku, to nie.
- No właśnie. Kilka dni temu powiedziałem, że mógłbym ci pomóc. Nie patrz tak, nie chce się narzucać. Chodzi o to… uhh, pomyślałem sobie, że poznam lepiej historię tych twoich idoli, tak na wszelki wypadek. Gdybyś zmieniła zdanie – mówiąc to, wyciągnął z kieszeni telefon. Thea zastanawiała się, do czego zmierza. – Wpisałem w Google „One Direction”. Byłem gotowy przeczytać setki tysięcy stron na ich temat, tylko, że natknąłem się na jeden, za to bardzo poważny problem. -
W tym momencie przestał mówić i pokazał stronę wyszukiwarki na swoim telefonie. Wpisane były dwa słowa: „One Direction”, jednak to co się wyświetliło, odbiegało od normy, od tego, co pamiętała Thea.
- Czemu nie ma o nich poświęconego ani jednego artykułu? – zapytała. Nie otrzymawszy odpowiedzi, wyrwała mu telefon z rąk i sama zaczęła przeglądać Internet w poszukiwaniu choćby małej wzmianki o zespole.
- Nic nie znajdziesz. Zniknęli, Thea. Może nie oni, ale to, co tworzyli. One Direction nie istnieje, a co gorsza, nie ma żadnej informacji, że kiedykolwiek istniało – powiedział i spojrzał na dziewczynę, która upuściła telefon i zakryła twarz dłońmi.
- Co ja zrobiłam… Co ja… zrobiłam – wydusiła drżącym głosem.
- Coś poszło nie tak, ale to się da naprawić. Słyszysz mnie? – Popatrzyła na niego ze zdezorientowaniem. Chwycił ją za ramiona, chcąc, żeby skupiła na nim uwagę. –Thea, możesz to naprawić!
- A co jeśli nie?
Na to nie potrafił już odpowiedzieć.
• • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • •
• • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • •
Dziękuję tym, którzy, mimo wszystko, nadal tu są.
A.
Jam zawsze super.!!
OdpowiedzUsuńWow mam nadzieję że uda im się wszystko naprawić
OdpowiedzUsuńSuper rozdział,ale co poszło nie tak ? Wydawało mi się,żw Thea działa z godnie z planem.No coż widocznie się myliłam.Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
OdpowiedzUsuń:o o jaaaaaa, mega mnie zaskoczyłaś.
OdpowiedzUsuńRozdział zajebisty. No nie no brak słów. PERFEKCYJNY <3. Czekam na nexta :).
Kocham i pozdrawiam <3.
Ja czytam mimo wszystko c: Historia mnie bardzo zaintrygowała i dopóki piszesz będę tu c:
OdpowiedzUsuńSuper czekam na nn
OdpowiedzUsuńJestem zaskoczona trym rozdziałem. Z początku nie wnosił nic nowego, ale gdy doszłam do końca. O Boże. Jak oni mogli tak nagle zniknąć? I nikt oprócz niego się nie zorientował? Przecież wszyscy fani... Oni z pewnością jakoś by zareagowali! Przecież nie da się tak po prostu wymazać miesięcy, lat kochania ulubionego zespołu... Prawda? To jest niemożliwe! A potem pojawiło się pytanie - co ona takiego zrobiła, że zniknęli? Przez nią wybrali jakieś inne drogi życia, czy coś? Ale kazała Liamowi nie rezygnować z marzeń, dążyć do nich, więc One Direction powinno istnieć. Chociaż jeżeli Li tak bardzo się starał, mógł zabłysnąć w X-Factorze już za pierwszym razem, a wtedy wszystko by się posypało. Cholera, tyle niewiadomych i brak odpowiedzi! Tym rozdziałem wprowadziłaś do mojej głowy totalny mętlik. I jeszcze tak znajoma Jake'a. Czy jest zwykłą śmiertelniczką, czy tak jak oni potrafi przenosić się w czasie? I dlaczego Jake chce pomóc Thei?
OdpowiedzUsuńCo do samego tekstu to bardzo mi się podobał. Pojawiło się chyba jedno słówko, które nie pasowało do kontekstu zdania. Bodajże 'na' czy coś takiego. Jednak wszystko bardzo mi się podobało. Tylko zbyt wiele zagadnień pozostawiłaś bez odpowiedzi, przez co jeszcze bardziej nie potrafię doczekać się kolejnego rozdziału, w którym - jak znam życie i ciebie - dostaniemy kolejną dawkę pytań XD
Pozdrawiam, Asuria <33
Przeżywam to samo, a nowego rozdziału nadal nie ma...
UsuńTo jest niesamowite. Ten fanfic. Już 2 raz przez Ciebie rycze.
OdpowiedzUsuńNie moge sie doczekać następnej części. Błagam napisz ją jak najszybciej bo długo nie wytrzymam.
Świene, wzruszające i ogólnie takie sdfghjkfds (problemy z wysłowieniem się)
OdpowiedzUsuńG E N I A L N E
OdpowiedzUsuńTo pewnie dlatego, ze przestali byc lubiani. Niall szedł do x-factor kierujac sie pewnoscią siebie
OdpowiedzUsuńStrasznie podobe twój styl pisania, bede tu od teraz często zaglądać bo na prawdę warto, cóż zycze ci dużo weny ❤️
OdpowiedzUsuńDługo szukałam takiego fanfic'a
OdpowiedzUsuń♥ Uwielbiam ♥
Kiedy next part?
Uwielibiam <3
OdpowiedzUsuń+
+
+
zapraszam do siebie:http://revenge-harry-fanfiction.blogspot.com/