sobota, 29 listopada 2014

8. Zaczekaj



Była gotowa. Naprawdę. Była tak cholernie gotowa wreszcie wykonać zadanie, o które Jake błagał ją od tygodni, że o mało nie udusiła go gołymi rękami, słysząc nowinę. Otóż chłopak nie powiedział jej wszystkiego. Najlepsze zostawił na koniec.
- To jest jedno z najdziwniejszych zjawisk w tym wszystkim – oznajmił Jake.
- Jakby samo podróżowanie nie było wystarczająco nienormalne – rzuciła.
- Thea, przestań dopowiadać  i słuchaj uważnie. Musiałem to zostawić na koniec. Wcześniej… nie mogłem ci do końca ufać, ale teraz wierzę, że naprawdę mi pomożesz. – Popatrzył jej w oczy, a ona starała się wytrzymać to spojrzenie. Co jeśli nie powinien był jej zaufać? Co jeśli znowu wszystko zepsuje? – Chodzi o pewien efekt uboczny ingerencji jednego podróżującego na życie drugiego. Nazywają to „zespołem zapomnienia czasoprzestrzennego”. Z tego, co zdołałem się dowiedzieć, wynika, że zdarzają się przypadki, w których gdy jeden skoczek zmienia przeszłość komuś o tych samych zdolnościach, to ten drugi może dostać częściowej amnezji. Zapominają rzeczy, związanych ze wspomnieniami po skoku. Nie pamiętają, że posiadają takie zdolności i…
- Czekaj! Czy to znaczy, że jeśli uratuję twoją matkę, to nie będziesz pamiętał niczego, co wydarzyło się po dniu jej śmierci? – Thea nie mogła uwierzyć, że chłopak informuje ją o czymś takim dopiero teraz.
- Jest takie prawdopodobieństwo – potwierdził jej przypuszczenia.
- Czyś ty kompletnie zwariował! Chcesz tyle ryzykować? – stanęła jak wryta na środku chodnika. Jake rozejrzał się dookoła, jednak nikt specjalnie nie zwrócił na nich uwagi.
- Dlatego mówiłem ci, żebyś mi nie przerywała. Jeszcze  n i e  s k o ń c z y ł e m. – Spojrzał na nią z przyganą, czekając, aż ruszy się z miejsca. Thea mruknęła coś pod nosem, ale szła dalej. – Jak wiesz nie jesteśmy jedyni. Niektórzy utrzymują ze sobą kontakty i tak wieści się rozchodzą w naszym małym kręgu przyjaciół. Ktoś odkrył, że w przypadku zapomnienia czasoprzestrzennego sprawdza się metoda „słowa-klucz”.
Thea poczuła się jak w szkole. Jake mówił o rzeczach jej kompletnie obcych, podawał dziwne definicje. To było bardziej poplątane niż kiedykolwiek myślała. Zaczęła gorzko żałować swoich „zdolności”.
- Pewnie nie wiesz, co kryje się pod tym określeniem? Już tłumaczę: słowo-klucz polega na zabezpieczeniu się przed amnezją. Osoba, której przeszłość będzie zmieniana, w tym wypadku ja, ma za zadanie wymyślić sobie słowo, zdanie, które pozwoli jej przywrócić utraconą pamięć. Najlepiej, żeby to było coś mocno związanego z utraconymi wspomnieniami. Skoczek, czyli ty, musi zostać poinformowany o tym i w chwili powrotu do teraźniejszości jest zobowiązany powiedzieć na głos dane wyrażenie przy tej osobie.
- I to działa? – wyraziła swoje wątpliwości. To brzmiało tak niewiarygodnie, że gdyby sama w tym nie siedziała, wysłałaby swojego towarzysza do psychiatry.
- Działa.
- Mam rozumieć, że już coś wymyśliłeś?
- Owszem – Jake skręcił w jakąś opuszczoną alejkę. Zatrzymał się w połowie drogi i oparł się o płotek jednego z opuszczonych, starych domów.
- To chyba mi powiedz, idioto – ponagliła go Thea. Przez ten czas, który spędziła z chłopakiem, zrozumiała jak bardzo może być nieznośny. Mógł sobie lepiej znaleźć kogoś bardziej cierpliwego niż ona.
Jake uśmiechnął się pod nosem, nachylił się w jej stronę i szepnął:
- Thea.
- Co? – zdziwiła się.
- Moje hasło: Thea. T-h-e-a  - zaśmiał się i sięgnął ręką po jej kosmyk włosów. Dziewczyna szybko się odsunęła, aby pozostać poza zasięgiem Jake’a i rzuciła mu zdezorientowane spojrzenie. Dopiero po chwili odzyskała rezon.
- Skąd taki oryginalny pomysł? – zakpiła.
- Widzisz, jak tak myślę o tym wszystkim, to ty najbardziej wbiłaś mi się w pamięć. Jestem pewien, że ciebie jednej nie zapomnę – mrugnął do niej, a ona nie mogła wyjść z podziwu nad jego pewnością siebie i osiągniętym poziomem próżności. Westchnęła, mimowolnie myśląc o tym, jak niekorzystnie musiała obecnie wyglądać. Zapewne zarumieniła się, bo  m i a ł a  powód, co nie znaczy, że powinna. Na pewno zrobiła również okropną minę, kiedy Jake wyszeptał jej imię. Nigdy nie była zbyt dobra w ukrywaniu uczuć.
- Co jeszcze powinienem powiedzieć? – zapytał ją po chwili ciszy.
- Nie rozumiem – Thea wyrwała się z zamyślenia i skupiła swoją uwagę na postaci, stojącej naprzeciwko.
- Co jeszcze powinienem powiedzieć, żebyś przestała patrzeć na mnie w ten sposób?
- O co ci chodzi? – zdenerwowała się.
- Boże, zlituj się nad tą kobietą, bo chyba zapomniałeś jej dać rozum w komplecie. Myślałem, że z czasem ta twoja postawa wobec mnie minie i w końcu… sam nie wiem. Patrzysz się na mnie wiecznie krytycznym wzrokiem i mam cały czas poczucie winy, jakbym robił coś nie tak.
- Bo zrobiłeś! Jak możesz mi zarzucać coś takiego? Kto jak kto, ale ty chyba powinieneś najbardziej rozumieć moje zachowanie wobec ciebie. Jake, szantażowałeś mnie, groziłeś, a potem zacząłeś udawać przyjaciela i może bym się na to kiedyś nabrała, ale teraz… nie jestem głupia. Nie jestem!
Chłopak skrzyżował ręce i opuścił wzrok. Thea nie potrafiła go rozgryźć. Może, gdyby nie ta cała sytuacja, która jakby na to nie patrzeć ich połączyła, zostaliby przyjaciółmi. Przyznała w duchu, że wiele razy dobrze im się rozmawiało i miała ochotę mu się wyżalić, opowiedzieć o różnych rzeczach. Jednak za każdym razem przypominała sobie, dlaczego on tu jest i dlaczego ona siedzi razem z nim. I to wystarczało, żeby zachowywać się oschle w stosunku do Jake’a Walker’a.
- Więc to tak – skrzywił się, a Theii mimo wszystko, zrobiło mu się go żal. - Wiesz Thea, przez moment pomyślałem, że teraz mogłabyś to zrobić dla mnie, nie przez przymus. Nieważne. Po prostu zadzwoń do mnie, kiedy będziesz chciała zacząć – wzruszył ramionami i ostatni raz na nią spojrzał, zanim odszedł.
To, że te słowa zabolały, to mało powiedziane. Thea poczuła się jakby ktoś właśnie wyciągnął ultra ostry nóż i chciał wypróbować jego działanie na dziewczynie, którą posiekał na tysiące kawałków. Była na siebie zła, po pierwsze, że dopuściła do takiej sytuacji, po drugie, że czuła się winna, choć powinno być na odwrót, a po trzecie, że Jake miał rację. W jego przypadku jej zachowanie było uzasadnione, ale już nikt nie broniłby Theii, gdyby wiedział, że tak naprawdę, była taka w stosunku do każdej jednej osoby ze swojego otoczenia. Oschła, nieprzystępna, nierozmowna, nietowarzyska, wyobcowana. Oczywiście, były wyjątki. Rodzice, One Directon, ale co z innymi? Dlaczego w wieku dziewiętnastu lat nie miała żadnej przyjaciółki, z którą mogłaby rozmawiać na wszystkie tematy? Dlaczego nie miała chłopaka? Dlaczego nie miała w ogóle znajomych?
Była inna, to fakt. Gorsze jednak, że sama to robiła. Odganiała od siebie ludzi. Była taka z własnego wyboru. Wiedziała, że trudno byłoby zmienić te przyzwyczajenia, ale w tamtej chwili nie pragnęła niczego bardziej niż, żeby stać się na tyle dojrzałą, żeby spojrzeć prawdzie w oczy i powiedzieć: Uratowałabym matkę Jake’a, nie dlatego, że mi zagroził, ale dlatego, że mi zależy.

Jakby tego było mało, dzisiejszego wieczoru jej mama chyba zmówiła się z Jakiem, żeby ją kompletnie i nieodwracalnie dobić. Jedli kolację w zgodnym milczeniu, od czasu do czasu przerywanym prośbami o podanie czegoś ze stołu. Nie potrzebowali dużo rozmawiać, przynajmniej Thea nie widziała w tym większego sensu. Jeśli miała jakiś problem, to decydowała, czy się nim podzielić z rodziną, czy nie, ale na pewno nie była tym typem człowieka, który woli mówić o dosłownie wszystkim, byleby zabić ciszę. Rodzice zdawało się, myślą podobnie, jednak dzisiaj pani Haynes zdecydowała się nawiązać konwersację. Jakże niefortunnie wybrała moment… i temat.
- Wiesz, Thea, ostatnio dowiedziałam się czegoś nowego o tym chłopcu, który odwiedził cię jakiś czas temu. – Dziewczyna starała się nie okazywać emocji, zacisnęła wargi i czekała na nieuniknione. – Nazywa się Jake Walker, tak?
Brunetka potwierdziła, zanurzając widelec w sałatce, a konkretnie w kawałku nieszczęsnego pomidora. Matka kiwnęła kilka razy głową, jakby krótkie słowo „tak”, które padło z ust dziewczyny, wymagało jakiejś głębokiej analizy interpretacyjnej.
- No i co słyszałaś? – przypomniał jej mąż, najwyraźniej zaintrygowany nowiną na temat chłopaka. Kobieta uśmiechnęła się smutno.
- Byłam w sklepie z moją znajomą Meredith i przypadkiem natknęłyśmy się na Jake’a. Grzecznie przywitał się, a kiedy wyszedł, ona powiedziała mi, że to syn tego pijaka Walker’a, który już tyle razy sprawiał kłopoty policji – zwróciła się z tym bezpośrednio do ojca Theii, który większość swojego życia spędzał na komisariacie. Oczywiście, że go kojarzył. Kto z jego kolegów z pracy mógłby zapomnieć Dean’a Walkera, który wszczynał bójki, powodował wypadki drogowe i…
- Jak mogłem się nie zorientować, kiedy mi się przedstawiał! Biedny dzieciak – westchnął Thomas.
- Ale co? – Thea cała zesztywniała. Co jeszcze kryje historia Jake’a?
- Dean Walker był wielokrotnie posądzany o maltretowanie swojego jedynego syna. Jednak za każdym razem Jake zeznawał na korzyść ojca. Nie było wystarczających dowodów, a dopóki chłopiec trzymał się swojej wersji, byliśmy bezradni. Jednak nikt nie wątpił, że to, co mówiły donosy, było prawdą. Szkoda, że tak to się ułożyło. Wprawdzie od kilku lat nie słyszałem, żeby ktoś skarżył na Dean’a, jeśli chodzi o znęcanie się nad synem. Nic dziwnego, zważywszy na jakiego chłopaka wyrósł mały Jake. Jednak swoje przeżył – stwierdził smutno ojciec i sięgnął po szklankę z wodą.
Thea nie mogła uwierzyć, że dowiaduje się tego od swoich rodziców. Czy to nie on chciał być jej przyjacielem? Czy zatem nie powinien ją czasem poinformować o takich rzeczach? Jak dotąd czuła się dość przybita, jednak teraz stała się ruiną dawnej siebie. Czuła, jak litość wzbiera się w niej ogromną falą. W końcu zrozumiała, że nie tylko ona miała straszne wspomnienia. Skończyła spokojnie posiłek i odeszła od stołu, na daremno starając się oddalić myśli o Jake’u.

- Mogłeś mi powiedzieć! Czemu ukrywasz takie rzeczy? – wykrzyknęła w słuchawkę telefonu. Głos jej się trząsł.
- Takie rzeczy zostawiam dla przyjaciół – przerwał jej beznamiętny głos Jake’a.
- No dobrze. To dlaczego ty znasz praktycznie całą moją historię? – Thea nie dawała za wygraną. To była prawda. Znał ją za dobrze, a teraz okazało się, że ona nie wiedziała o nim praktycznie nic.
Usłyszała dźwięk wypuszczanego powietrza po drugiej stronie. Był zirytowany, zasmucony, czy skonsternowany? Nie miała pojęcia.
- Powiedzmy, że wyznaję zasadę „nie opowiadaj o rzeczach, przy których mógłbyś się popłakać, dziewczynie, której starasz się zaimponować” – jak widać nie wzięła pod uwagę, że to go zwyczajnie śmieszy.
- Widzę, że cała ta sytuacja cię bawi. Może gdybyś się podzielił ze mną taką informacją wcześniej, to już dawno mielibyśmy skok za sobą.
- Ciekawe, co niby miałoby to zmienić w twoim rozumowaniu – odpowiedział Jake.
- Wyobraź sobie, że nie jestem bez serca! – krzyknęła Thea i miała ochotę jak najszybciej się rozłączyć. Pewnie lepiej by było, gdyby tak właśnie zrobiła. Jednak za późno o tym pomyślała i dotarła do niej uwaga, wygłoszona po chwili przez Jake’a:
- Nie wiem, czy moja wyobraźnia podoła takiemu zadaniu.
Nacisnęła czerwoną słuchawkę. Powiedzieć o nim, że był niemiły, to poważne niedomówienie.
Około godziny dwudziestej trzeciej zadzwoniła do niego jeszcze raz.
- Jestem gotowa.
- Dziękuję – usłyszała przejęty głos Jake’a.
Nie odpowiedziała.

***

Oadby, 19 lipca 1993 r.

Wiedziała kogo szukać. Jake wielokrotnie pokazywał jej zdjęcia matki. Wysoka, smukła kobieta o długich, brązowych włosach, która ciągnie wózek w kolorze niebieskim. Oto, co było jej celem. Jednak bicie jej serca stawało się coraz bardziej natarczywe, jakby chciało zaraz wylecieć z jej klatki piersiowej. Chciała mieć pewność, że się uda, ale to nie było takie oczywiste. Wszystko mogło pójść nie tak, jak to zaplanowali. Na przykład teraz: nie wiedziała, która może być godzina i czy pojawiła się we właściwym momencie. Wypadek zdarzył się o godzinie piętnastej trzydzieści osiem. Rozejrzała się w poszukiwaniu ratuszu, na którym znajdował się zegar, przynajmniej w teraźniejszości. Odetchnęła z ulgą, widząc tarczę, na której wskazówki nie przekroczyły jeszcze wyznaczonej godziny. Była dopiero czternasta pięćdziesiąt. Miała czterdzieści osiem minut na uratowanie Rosaline Walker.
Znalazła ich dopiero o 15.30. Niemal tańcząc ze szczęścia, obserwowała jak kobieta z wózkiem zbliża się w jej stronę. Pytanie tylko, co teraz powinna zrobić Thea? Zatrzymać, to na pewno. Tylko jak to robić przez osiem minut? Była już tak blisko wykonania zadania i nie chciała, żeby przez jakąś drobnostkę wszystko legło w gruzach. Zdecydowała się śledzić Rosaline jeszcze przez chwilę i w tym czasie wymyśleć coś w miarę sensownego.
Wyszła z ukrycia, praktycznie wpadając na wózek z dzieckiem.
- O Boże, bardzo panią przepraszam! – wykrzyknęła i zatkała usta dłonią, zauważając, że dziecko w wózku śpi.
- Nic się nie stało – zaśmiała się cicho kobieta i pogłaskała syna po policzku wierzchem dłoni. Thea musiała szybko przybrać wyraz smutnej, wręcz załamanej nastolatki. Chyba jej się to udało, bo po chwili Rosaline oderwała wzrok od dziecka i skupiła się na młodej dziewczynie. – Coś się stało? – spytała, a w jej głosie dało się wyczuć autentyczną troskę. Thea powoli kiwnęła głową.
- Miałam się tu spotkać  z moim ojcem. Nie widziałam go od trzech lat, odkąd zostawił mnie i mamę. Myślałam, że naprawdę tu będzie, chyba jednak się myliłam – powiedziała i spuściła wzrok. Trafiła w dziesiątkę. Kobieta jako młoda matka nie mogła tak zwyczajnie zostawić biednej dziewczyny ze złamanym sercem.
- Na pewno jeszcze przyjdzie. Może musiał się zatrzymać gdzieś po drodze? Nie powinnaś od razu go skreślać – przekonywała swoim delikatnym, melodyjnym głosem. Jest wspaniała, pomyślała Thea.
- No, nie wiem. Już tyle razy mnie zawiódł. Nie ufam mu. – Poczuła, że jej głos naprawdę się łamie, a ona ledwie zatrzymuje łzy przed wypłynięciem. Co jest? Przecież nigdy nie było takiej sytuacji. Czemu czuła się, jakby mówiła o kimś realnym? Albo była genialną aktorką, albo powinna wybrać się do terapeuty.
- Nie! Musisz zostać. Musisz mu dać jeszcze jedną szansę. Poczekamy razem, dobrze? Chodź, tam jest ławka! – Zauważyła i chwyciła za rękę dziewczynę. Usiadły i zaczęły rozmawiać. Po chwili mały Jake obudził się i przysłuchiwał rozmowie.
A na zegarze ratusza wskazówki przesunęły się na godzinę 15.40.
Udało się.

***
Kiedy dzwoniła do drzwi domu Jake’a Walkera, nie spodziewała się tego, że otworzy jej starsza pani, która okazała się matką Dean’a. Thea była jeszcze bardziej zszokowana, kiedy wyszło na jaw, iż Jake nie mieszka tutaj od kilku lat. Wyprowadził się wraz z rodziną do Londynu i jego babcia była bardzo zdziwiona, że podał swojej znajomej właśnie ten adres.
- Kochanie, nie mam pojęcia, co ten urwis sobie myślał. Pewnie zrobił ci niemiły kawał. Mogę do niego zadzwonić i spytać, czy…
- Nie, nie trzeba. Mogłabym prosić tylko o jego adres w Londynie? Pewnie tam za szybko nie pojadę, ale nigdy nie wiadomo. Oczywiście, wcześniej go o tym poinformuję, no i nie wydam pani, jeśli będzie się pytał, skąd mam te informacje – zapewniła Thea, czekając w napięciu na reakcję kobiety. Ta spojrzała na nią trochę niepewnie, ale weszła do środka i po chwili wróciła z zapisaną karteczką w ręku.
- Proszę.
- Bardzo, bardzo dziękuję i przepraszam, że panią niepokoiłam. Do widzenia – odpowiedziała grzecznie, powoli się wycofując.
- Mogę spytać, gdzie się poznaliście? – Głos starszej kobiety powstrzymał Theę od wykonania następnego kroku. Odwróciła się i uśmiechnęła.
- Na kolonii.
- Na ostatniej był jakieś trzy lata temu, z tego, co pamiętam. – Czemu akurat teraz babcia Jake’a musiała stać tak podejrzliwa? Thea gorączkowo myślała nad wiarygodną odpowiedzią.
- Od tamtej pory utrzymywaliśmy kontakt przez Internet – wyjaśniła, nadal uśmiechając się najmilej, jak potrafiła.
- Rozumiem. Powodzenia! – Kobieta dała się przekonać i teraz machała na pożegnanie tajemniczej brunetce.

***
Z Oadby do Londynu było godzinę i pięćdziesiąt minut jazdy samochodem. Wzięła trochę zaoszczędzonych pieniędzy oraz kilka innych rzeczy, zostawiła wiadomość rodzicom i pojechała.

Londyn ma powierzchnię 1572 kilometrów kwadratowych. Mieszka w nim prawie 8 milionów 200 tysięcy mieszkańców. Jak zatem, do cholery, 23 kwietnia o godzinie trzynastej dwanaście, na Grange Rd, piętnaście minut od celu usłyszała głos Nialla Horana:
- Zaczekaj! Thea?! To ty?



• • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • •  

Przynajmniej nie minął dokładnie miesiąc, albo i więcej. Lekka poprawa, można to tak nazwać? :)
Proszę Was, niech każdy, kto przeczyta skomentuje choć krótkim słowem!!

Pozdrawiam,
A.

18 komentarzy:

  1. Ojeju! Jak dobrze, że jej się udał 'skok'! Byłam strasznie napięta, ale wiesz... :D A ostatnie fragmenty; trochę mnie skręciło, gdy napisałaś o Niallerze. Myślałam, że się spotkają później! A tu niespodzianka! Super rozdział i nie mogę się doczekać kolejnego!!! :) <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej ten rodziła jest super.Skok się udał co najważniejsze.Theo Jest dobrą aktorką.Zdziwiła mnie końcówka co do cholery Niall robi w Londynie i jak wogule na siebie trawiły ? Chcę szybko nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta fabuła wygrywa wszystko >>>
    Gratuluję świetnego pomysłu i czekam na nn :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju to było genialne czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Nienawidzę takich zakończeń uhh.Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest genialne.......cudne.......boskie........aż mi słów brakuje...
    Czekam na następny<3

    OdpowiedzUsuń
  7. ten pomysł jest niewiarygodny, podziwiam cię i czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Spać mi się chce, więc krótkie, szybkie słowa! Bardzo ciekawy rozdział! Najbardziej podobała mi się podróż w przeszłość, by uratować mamę Jake'a :)

    OdpowiedzUsuń
  9. OMG!!! Ten blog jest super!!! Nie mam słów!!! Znalazłam go dzisiaj i właśnie skończyłam czytać!!! Fabuła jest bardzo ciekawa i kocham tego bloga!!! Pisz dalej!!! Kocham... :D
    Następnym razem bez anonima.../Alex

    OdpowiedzUsuń
  10. TO jest genialne. Błagam napisz jak najszybciej kolejny rozdział.
    Uwielbiam ten fanfic.

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
  12. To jest GENIALNE. Zakochałam się w tym opowiadaniu po prostu zakochałam. Czemu przerywasz w takim momencie??? xD Teraz będę codziennie wchodziła i czekała na nowy rozdział... :) A no i takie podstawowe pytane, kiedy nowy rozdział?
    PS. Życzę dużo weny. :D

    OdpowiedzUsuń
  13. No to ma dziewczyna farta :P serio Niall, serio? Nie mogłeś się szwendać gdzieś indziej, chłopcze?
    Cieszę się, że skok sie udał ⌒.⌒
    Super rozdział!
    Weny ♡
    Xoxo

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny.
    Zostałaś nominowana u mnie do LBA http://love-is-beatiful-gift.blogspot.com/2015/01/liebster-blogger-award.html. Gratuluje<3!

    OdpowiedzUsuń
  15. Gratulacje!
    Zostałaś nominowana do Liebster Award! :)
    Więcej u mnie! :)
    http://unique-girl-of-the-nature.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Cześć, świetne opowiadanie! Wciągnęłam się i mam nadzieję, że będzie ono kontynuowane... Będę regularnie tu zaglądać ;)
    (mailstory-1d.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K