niedziela, 2 listopada 2014

7. Szczęśliwy podwójnie



Są takie dni w życiu każdego, gdy żyje się, myśląc jedynie o swoich porażkach. Ludzie załamani, zdruzgotani, niezdolny do czegokolwiek. Sparaliżowani własną niemocą patrzymy w swoją przeszłość i jedyne co widzimy to nieważność wszystkiego, co kiedykolwiek robiliśmy. Po co w ogóle się rozwijamy? Ruszamy z domu? Staramy się zdobyć wszystkie pieprzone licencje, dyplomy, zaświadczenia? Uczymy się całe życie, więc kiedy nadchodzi ten moment, w którym wiedza zostaje wykorzystana w praktyce?
Są ludzie. I są też ludzie bez celu. Do tej drugiej grupy należała Thea. Jeśli w czymś była naprawdę dobra, to w reprezentowaniu tego pozbawionego sensu w życiu społeczeństwa. Kiedy więc zaczęła coś działać, myślała, że, być może, uda się jej uwolnić z klatki jaką sama sobie stworzyła. Odgrodziła się od świata, żyła z boku, spokojnie. Jednak coś popchnęło ją do czynu. I tym czymś był zespół. Zespół, który teraz nie istniał, ponieważ wszystko zniszczyła. I tak w swoim toku rozumowania wróciła do punktu wyjścia.
Są takie dni w życiu Theii, gdy żyje ona, myśląc jedynie o swoich porażkach. I ich konsekwencji.
- Pieprzyć to – wydusiła w poduszkę. Jej twarz była czerwona od płaczu, a włosy sterczały na wszystkie strony. Zamknęła się w pokoju dwa dni temu. Wychodziła tylko do ubikacji i po trochę jedzenia. Rodzice naturalnie się martwili. Jednak co miała im powiedzieć?
„Hej słuchajcie! Jestem przybita, bo zmieniając przeszłość pięciu chłopaków, praktycznie zniszczyłam im życie.”
Byłoby o wiele łatwiej, gdyby nigdy ich nie poznała, albo nigdy nie otrzymała chorego daru przenoszenia w czasie. Czy można to w ogóle nazwać darem? Ostatnio postrzegała to jako przekleństwo. Myślała o tym, gdzie popełniła błąd. Nie mogła przyznać tego sama przed sobą, ale tak naprawdę już wiedziała. Zniszczyła ich prawdziwe osobowości. Stworzyła innych ludzi, z inną historią, z trudną przeszłością. Była prawie pewna, iż przez jej działania, któryś z chłopców przestał marzyć o śpiewaniu. Zabiła go. Zabiła duszę jednego z nich. Czuła na sobie ten ciężar. I mimo że wiedziała to wszystko, nie uważała, że jest w stanie to naprawić. Była nikim. A człowiek, który uważa się za nic nie wartego, jest bezużyteczny. Zawsze wiedziała, że jest inna, marna. Po prostu dostała nauczkę po raz drugi i powinna się w końcu pogodzić z tym faktem.
-  Thea! Thea, wyjdź z pokoju! Natychmiast! – Doszedł ją głos mamy. Nie miała zamiaru jej słuchać. Nie była jeszcze gotowa na konfrontacje z rzeczywistością. Usłyszała jak ktoś wchodzi po schodach. Znowu prośby i zachęcanie do rozmowy. Świetnie.
- Masz gościa – pisnęła Freya Haynes i zleciała z powrotem na parter. Czemu w jej głosie było tyle podekscytowania?
- Otworzysz? – usłyszała pytanie zadane przez Jake’a i już wiedziała. Naiwni rodzice zapewne pomyśleli, że przeżywa zawód miłosny spowodowany chłopakiem stojącym za drzwiami.
- Nie, spadaj – warknęła i odwróciła się w stronę ściany, odgradzając się jeszcze bardziej od świata zewnętrznego na czele z Walkerem.
- Jestem twoim gościem, to po pierwsze. Twoja mam myśli, że ze sobą chodzimy, to po drugie. Po trzecie, to mogę ci pomóc.
- O cholera! Ani razu nie wspomniałeś o swoich własnym interesach i korzyściach płynących z mojej znajomości. To na pewno ty, za tą ścianą? – odpowiedziała Thea i usiadła na łóżku.
- Sądziłem, że lepiej będzie zacząć od tego, a kiedy mnie już wpuścisz, to przejdę do ofensywy – Usłyszała jak Jake tupie nerwowo nogą.
- Czyżby coś cię irytowało?
- Nie wiem, może oczy twoich rodziców wlepione w moją osobę? – wyszeptał chłopak.
Thea prychnęła. Czego się spodziewał przychodząc do jej domu? J e j  domu, w którym mieszkają  j e j  rodzice.
Nic nie odpowiedziała. Słyszała jak oddycha i wyobraziła sobie, jak bardzo niekomfortowo musi się teraz czuć. Wyśmiałaby go, gdyby tylko nie była taka przygnębiona.
- To znaczy, że mi nie otworzysz? – W tamtej chwili Jake zabrzmiał jak zdesperowane, bezbronne dziecko.
- Dzień dobry, chłopcze – ojciec dziewczyny najwyraźniej pomyślał, że poprzez swoją interwencje polepszy sprawę. – Nie idzie ci, co?
- Można tak powiedzieć – odpowiedział speszony chłopak, myśląc, jak bardzo był głupi, przychodząc tutaj.
- Wiesz, nasza Thea już taka jest. Trochę dziwaczka, prawda? – Jake nie wiedział, jak powinien zareagować. - No, nie bój się! Kiwnij głową, bo, kolego, wszyscy tutaj mamy tego świadomość. Nie bój się tych słów. Thea Haynes to stara, zgorzkniała jędza, która z zewnątrz wygląda niepozornie. Jest takim małym potworkiem. Na przykład, kiedy miała siedem lat i miała zatrucie pokarmowe…
- Tato, stop! – wrzasnęła dziewczyna i odemknęła drzwi. Stanęła oburzona miedzy ojcem i Jakiem. – Wystarczy. Jake, wejdź proszę do środka.
Chłopak posłusznie wślizgnął się do pokoju Theii, obserwując jak ona i jej ojciec mierzą się wzrokiem. Po chwili Thomas Haynes wybuchnął śmiechem i mocno przytulił swoją córkę. Odepchnęła go, jednak potem się lekko uśmiechnęła.
- Już idę, idę – powiedział mężczyzna i znikł im z oczu. Brunetka zamknęła za nim drzwi.
Stali naprzeciwko siebie. Znowu żadne z nich nie wiedziało jak przerwać ciszę.
- Wyglądasz okropnie – Jake zdecydował się zacząć rozmowę jako pierwszy.
- Co ty nie powiesz.
- To była tylko taka przyjacielska uwaga prosto z serca – wytłumaczył się.
- Jesteś nachalnym idiotą. To tylko taka przyjacielska uwaga prosto z serca – przedrzeźniła go Thea.
- Jak się czujesz?
- Mniej więcej tak samo, jak wyglądam – odpowiedziała mu.
- No to mamy problem. Jak długo myślisz pozostać w takim stanie?
Przemilczała to. Zaraz później wybuchnęła płaczem. Czuła się strasznie, nikt tak naprawdę nie potrafił jej zrozumieć. Nie miała prawdziwych przyjaciół, którzy mogliby ją wesprzeć. Byli tylko rodzice. I teraz także Jake.
Chłopak zastanawiał się, czy powinien podejść i ją przytulić, czy raczej trzymać się z daleka. To i to wydawało się nie odpowiednie. Nie był do końca pewny, co myśli o nim Thea. Zazwyczaj zachowywali się jak dobrzy znajomi, jednak wystarczyło jedno słowo, żeby wyprowadzić ją z równowagi. Wtedy wypominała mu wszystko, co kiedykolwiek jej powiedział, co zrobił. Czuł się wtedy jak najgorszy przestępca, a jedyne czego chciał, to żeby uratowała jego matkę. Czy to było tak złe? Jednak rozumiał,  że w obecnej sytuacji musi poczekać. Przyszedł tu, bo był gotów jej pomóc. Zaczynał rozumieć, że to wszystko naprawdę wiele dla niej znaczy i że najlepiej dla nich obu będzie, jeśli zaczną współpracować, zamiast obrzucać się obelgami.
- Thea, znajdziemy rozwiązanie.
- Przestań mówić „my”. W nic się nie angażujesz. Kiedy to zrozumiesz? Nie chcę twojej pomocy.
- Nie chcesz, ale jej potrzebujesz! To ty w końcu zacznij myśleć logicznie. Jeśli zostawisz tak sprawę, to… to wszystko, do czego dążyłaś, to wszystko co robiłaś, nie miało sensu. Czy naprawdę te miesiące pracy mogą pójść w niepamięć? A co z One Direction? To będzie tylko, tylko twoje i moje wspomnienie. Nikt inny nie usłyszy tej nazwy i nie pomyśli o nich. Uwierz mi, znam cię na tyle, żeby być pewnym, że tego tak nie zostawisz. A ja ci w tym pomogę. Rozumiesz? Pomogę – podszedł i objął ją ramieniem. Ku jego zaskoczeniu, nie otrzymał ciosu w brzuch, ani w klatkę piersiową, ani w ogóle w nic. Po prostu go objęła i zaczęła płakać jeszcze głośniej.
- Cholera – westchnął.
 
***
Mullingar, 30 sierpnia 2006 r.

To był Niall. To on okazał się nie wytrzymać .
Thea, dzięki Jake’owi pozbierała się. Zaczęli planować, szukać. Kiedy w końcu odkryli, co dokładnie się stało, stwierdzili, że jeśli opracują dobry plan, będzie można to wszystko odkręcić. W 2008roku Niall przeżył załamanie psychiczne, spowodowane znęcaniem się nad nim jego starszych kolegów. Jeździł do specjalistów, po roku doszedł mniej więcej do siebie, jednak pozostał mu uraz. Nie potrafił się cieszyć z wielu rzeczy, w tym ze śpiewania. Nie poszedł do X-Factora. Nigdy nie spotkał Harrego, Zayna, Louisa i Liama. Theii trudno było dowiadywać się o tym wszystkim. Cieszyła się w duchu, że Jake przy niej jest. Może nie mogła go nazwać najlepszym przyjacielem, ale na pewno wspierał ją… na swój sposób. Nie pozwolił jej podupaść na duchu i teraz była gotowa po raz kolejny wziąć sprawy w swoje ręce.
- Niall? – zagadała, gdy siedzieli na jego kanapie, grając w jedną z wyścigówek.
- Co?
- Wiesz, czasami jest mi bardzo smutno. Czuję się wtedy okropnie przygnębiona i mam wszystkiego dość.
- I? – uśmiechnął się i wyprzedził dziewczynę, wykorzystując jej chwilę nieuwagi.
- Ej! Niall, mówię serio. Zatrzymaj to na chwilę – machnęła w stronę monitora. Chłopak posłuchał. Nacisnął przycisk pauzy i popatrzył na Theę.
- Chodzi mi o to, że często mam momenty w swoim życiu, kiedy wolałabym przestać istnieć. Jednak dzięki tobie jest mi o wiele łatwiej. Potrafisz mnie rozśmieszyć, zabawić i odegnać wszystkie złe myśli. Dlatego dziękuję ci. Bardzo. Chciałabym, żebyś mi coś obiecał. Jeśli kiedykolwiek obudzisz się z uczuciem, że smutek stał się silniejszy niż twoja radość, to przypomnij sobie, że jesteś zobowiązany to śmiania się za nas dwoje. Jesteś moim uśmiechem, jesteś moim pogodnym duchem. Jeśli ty będziesz smutny, to ja będę smutna dwa razy bardziej. Dlatego pamiętaj, bądź szczęśliwy podwójnie, żeby dla mnie coś starczyło, dobrze? – Uśmiechnęła się. Niall zmarszczył czoło. Zastanowił się nad słowami dziewczyny.
- Jasne – roześmiał się i włączył grę. Nie lubił się martwić. Był tego rodzaju chłopcem, który zawsze chętnie zabawia innych. Jeśli Thea chciała, żeby śmiał się jeszcze więcej… on nie widział problemu.
- Niedługo nowy rok szkolny. Zaczynasz już szkołę średnią! – Thea znowu się odezwała.
- Trochę głupio, że trzeba będzie się znowu uczyć, ale przynajmniej poznam nowych ludzi. Myślisz, że znajdę tam nowych przyjaciół?
- Jeśli ty nie znajdziesz, to kto znajdzie? – Thea zaśmiała się. Przegrała właśnie wyścig, ale miała przeczucie, że w tym samym czasie wygrała przyszłość Nialla Horana.

 

 • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • 
Przepraszam, jeśli pojawiły się jakieś znaczące błędy. Pisałam w pośpiechu z niezwykle silną i stresującą świadomością upływającego czasu. Brawa, dla Anonima, który mniej więcej domyślił się jaki jest powód "zniknięcia" One Direction :) 
Dziękuję za wszystkie komentarze! 
A. xx

14 komentarzy:

  1. Nareszcie, nowy rozdział! Świeżo dodany i na pewno genialny! <3 Pierwsza!!! <3 :D
    http://i-see-you-now.blogspot.com
    http://tam-gdzie-spadaja-anioly-1d-ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu rozdział boski zreszta taki jak zawsze już nie moge sie doczekać nowego :D

    OdpowiedzUsuń
  3. GENIALNY I CUDNY
    Czekam na następny rozdział :-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Super. czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem z ciebie dumna, ze napisalas rozdzial. To nic ze w pospiechu ale wyszedl tobie niesamowity. Bardzo zaluje ze rozdzialow nie ma przynajmnoej dwa razy na miesiac ale sama wiem ze czasami trudno sie wyrobic :) pozdrawiam i zycze duzo czasu i weny na pisanie dalszych losow bohaterow :) jestem taka podjarana jak czytam to opowiadanie... jestem dziwna. Juz nie moge sie doczekac momentu kiedy pojda razem do xfactora :)

    OdpowiedzUsuń
  7. W końcu nowy rozdział ;) Świetny tak jak poprzednie *.*

    OdpowiedzUsuń
  8. Ufztudjfufyf super fgtg umieram
    Najlepsze ff
    Kocham cie, )pisz dalej!
    Mam nadzieje, ze wytrzymam do nastepnego rozdzialu! x

    OdpowiedzUsuń
  9. świetne
    Trochę krótki, ale nie mogę doczekać się następnego

    OdpowiedzUsuń
  10. OMG czekam do następnego XD
    Mam nadzieje , że zrobisz to szybko.
    Zapraszam też do mnie :

    http://polishdirectionersjestspoko.blogspot.com/?m=1

    DODAŁAM 2 ROZDZIAŁ xd
    I czekammm na next , mam nadzieje , że Theo poradzi sobie i powstanie One Direction <3

    ~ Panna Domka

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny rozdział. Uwielbiam to jak i co piszesz. Nie moge doczekac sie nastepnego. Mam nadzieje ze bedzie dluzszy <3

    OdpowiedzUsuń
  12. <3 jestem i czytam oraz nwm co napisac.

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K